Powtórnie przejechałam wzrokiem po wykaligrafowanych runach. Wyglądało na to, że mam tajemniczego sprzymierzeńca. Zrozumiałam przesłanie.
- Mystoria, teraz Mystoria.
Zdarłam z drzwi kartkę.
Z chaty wyszłam pewnym
krokiem. Zmrużyłam oczy pod wpływem oślepiającego słońca. Krótkim gwizdem
przywołałam Płotkę i wskoczyłam na nią. Jechałyśmy tą samą kamienistą ścieżką. Minęłyśmy
Bór i ścieżkę prowadzącą do jego wnętrza. Gdy dotarłam do rozwidlenia wybrałam
ścieżkę prowadzącą na północny-zachód. Ta droga była lepszej jakości, mogłam
przyśpieszyć, nie obawiając się o kontuzję mojej klaczy.
Po dobrej godzinie
jazdy na horyzoncie ukazała się Mystoria – drugie co do wielkości miasto w
całym Bezimiennym Państwie. Minąwszy straże wjechałam na dziedziniec, zgrabnie
zeskoczyłam z klaczy i zaprowadziłam ją do koryta – stajnia była tylko dla
szlacheckich koni, wierzchowce takie jak mój miały swoją „stajnię” przy
korycie, gdzie mogły napić się wody.
Główny dziedziniec, oprócz
tego, że okropnie śmierdział szczynami, był otoczony budynkami mieszkalnymi i
straganami. W centralnym miejscu stała fontanna, która nie wiadomo czemu
przedstawiała syrenę z tarczą i mieczem. Głupie zabobony, przeszło mi przez
myśl, niby takie duże miasto, a wierzą w syrenki. Myśli te zostały wypchnięte z
mej głowy dzięki prześlicznym sztyletom, które znajdowały się na jednym ze
straganów. Omijając kałuże nieprzyjemnych substancji podeszłam do stoiska, po
jego drugiej stronie siedział mężczyzna. Z samego wyglądu można było
wywnioskować, że jest on wojownikiem, i to nie byle jakim! Wysoki, barczysty, w
sile wieku. Twarz zdobiły liczne blizny, w tym jedna bardzo rzucająca się w
oczy, przecinała bowiem twarz od lewej brwi, przez nos, aż do żuchwy. Uśmiechnęłam
się uprzejmie, i zapytałam o cenę jednego ze sztyletów. Podobał mi się, miał
obsydianową rękojeść. Usłyszawszy cenę, odeszłam zniesmaczona, facet bowiem
naprawdę się drogo cenił. Przechodziłam od stoiska do stoiska, aż doszłam do
ostatniego, przy którym sprzedawała znajoma mi dziewczyna.
- Witaj Kurome, jest
babcia? – zapytałam uprzejmie, tonem jakim zwykłam pytać się o pogodę.
Dziewczyna zbladła
widocznie i ostrożnie obejrzała się na boki, czy nikt nas nie podsłuchuje. Ruchem
ręki kazała mi wejść do domu.
- Pierwsze drzwi na
lewo – udzieliła mi krótkich instrukcji.
Korytarz ciągnął się
wzdłuż mieszkania, po prawej były schody. Podeszłam do odpowiednich drzwi i
zapukałam. Otrzymawszy odpowiedź weszłam. Staruszka siedziała w fotelu, tyłem
do drzwi, patrzyła w okno. Pokój zastawiony był wróżbiarskimi przyrządami,
które były sprytnie wkomponowane w wystrój. Na tyle dobrze, że ktoś obcy mógłby
nie zwrócić na nie uwagi. O to chodziło. Wróżbiarstwo było zakazane.
- Witaj, Lea. – przywitałam
się i podeszłam do fotela. – Dostałam to… - powiedziałam, wyciągając kartkę,
którą znalazłam w chacie.
Lea była wróżbitką w
podeszłym wieku, znałyśmy się, bowiem kupuję od niej ziółka dla Marica, który
jest czarodziejem, co prawda początkującym, ale jednak. Kobieta miała błękitne
oczy, głęboko osadzone w drobnej, pomarszczonej twarzy. Jej włosy były długie i
siwe. Zawsze zaplecione w warkocz i upięte w eleganckiego koka.
- Ty jesteś Starą Wdową. – raczej stwierdziłam niż
spytałam.
- Tak. Usiądź, dziecko.
Usiadłam na fotelu
naprzeciwko niej. Wpatrywała się we mnie tym przeszywającym wzrokiem wróżbitki.
Po kilku minutach stało się to uciążliwe i krępująca, więc powiedziałam:
- A więc? O co chodzi z
tym zbawieniem, na które czekasz?
- Proszę? – wskazałam
na kartkę, którą trzymała w dłoniach. – Ach tak. Pamięć już nie ta, dziecko.
- Jestem Starą Wdową, która czeka na zbawienie. Dlaczego Stara? Widać. Dlaczego Wdowa?
Wiadomo. Dlaczego zbawienie? To już
trzeba wyjaśnić, więc przejdźmy do rzeczy, bo musisz prędko wracać do domu,
Maric się będzie niepokoił.
***
Witajcie z powrotem!
Dawno mnie tu nie było, ale mam już napisane następne rozdziały, więc będę teraz pisać regularnie.
Podobał się rozdział? Możecie komentować, obserwować, wszystko możecie.
Wielkie podziękowania dla Netirin - za pomysł :)
Sklanka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz nawet nie macie pojęcia jak to motywuje. Od razu widać, kto poświęcił kilka chwil na napisanie kilku słów :)